niedziela, 24 listopada 2013

Początek

Podobno najtrudniej jest zacząć. Przymierzałam się do pierwszego wpisu parę tygodni. Powodów by nie publikować było równie dużo jak tych, które zachęcały do pisania. A teraz te długie i szare popołudnia tym bardziej nastrajają do dzielenia się myślami. Przed chwilą odłożyłam "Wysokie obcasy" i po raz kolejny czytając, utwierdziłam się, że jest we mnie mnóstwo tajemnic.Że nie jestem rachunkiem matematycznym, do którego można podstawić wzór i wyjdzie przewidziany z góry wynik. Sama siebie często zaskakuję, a ogrom myśli przepływających przez moją głowę czasami mnie przeraża.
W ten weekend dałam się ponieść chwili. W piątek koleżanki wyciągnęły mnie na disco. Nie tańczyłam chyba wieki. Już o 20 moje koleżanki matki polki, bo tak mówię o każdej kobiecie posiadającej dziecko i w moim słowniku jest to pozytywne wyrażenie, były w pełni wyszykowane. I choć ja dopiero wracałam z pracy i byłam głodna jak wilk, a po drodze jeszcze chciałam wpaść do babci z kwiatkiem i czekoladkami, by złożyć jej życzenia, one maltretowały mnie telefonami, że jeśli zaraz nie wyjdziemy, one usnął i nici z wieczoru. Wpadłam do babci z prędkością światła. Wyciszyłam telefon i zjadłam kawałek ciasta. Potem zjadłam z mężem kolacje, jednak tutaj telefon dzwonił permanentnie. Nawet nie zdążyłam się ubrać jak na disco, choć w mej szafie nie znalazłabym nic w tym stylu. Standardowo w balerinach, choć wieczory już chłodne, zapakowałam ekipę do auta i ruszyłyśmy. Przeświadczenie, że aby się bawić trzeba pić, nie dotyczy mnie. Ja plus muzyka plus ludzie plus wolny wieczór równa się chichot do bólu brzucha. Po drodze jeszcze jedno zlecenie, odebrać mamę od koleżanki, podrzucić do drugiej na chwilę, a potem odwieźć do domu. Grunt, że już z koleżankami na pokładzie, bo groziło by to dwoma śpiącymi królewnami.
W klubie byłyśmy jedne z pierwszych. Dzięki temu mogłyśmy spokojnie wybrać stolik. Muza ostro grała. Nie słyszałam czasami swoich myśli, nie mówiąc już o słowach wypowiadanych przez koleżanki. Było zimno, jednak herbaty nie było w karcie. Koleżanki opowiadały jak to ich mężowie kategorycznie nie zgadzali się na ich wyjście z domu. Zastanawiałam się dlaczego. Zresztą mój mąż, gdy powiedziałam mu co zamierzam, nie wybuch radością. Ja zawsze jestem na tak, przecież jeśli ma się dobre zamiary, dlaczego komuś bronić zabawy.
Muzyka na disco była mi totalnie obca. Albo wypadłam z trendów, albo tak naprawdę nigdy ich nie znałam. Nigdy nie byłam fanką dyskotek i nocnego życia.
Gdy tylko zabawa zaczęła się na dobre obserwowałam tłum, dziewczyny tańczyły w środku, wyginając swoje ciała na wszystkie możliwe strony, panowie natomiast obserwowali z boku. To jak taniec godowy zwierząt. Z moich myśli wyrwał mnie zacny kawaler, który próbował wyciągnąć mnie na parkiet. Był miły i kulturalny, ale ja jestem nieugięta. Potem takich zacnych kawalerów pojawiało się jeszcze kilku, jeden mówił o relacjach, drugi udawał macho, kolejny opowiedział historię swojego życia, podkreślając kilkakrotnie jak dobrze zarabia, jeszcze jeden o straconych szansach i o braku kandydatki na żonę. Każdy z nich miał coś pozytywnego w sobie, ale każdy też miał w sobie jakiś wewnętrzny smutek.
Po północy koleżanki telefon zaczął dzwonić bezustannie. Jej mąż wszelkimi możliwymi sposobami próbował ją ściągnąć do domu. Dzwonił od północy do drugiej, wytrwały. Zadziwia mnie to, ponieważ na co dzień jest dla niej oschły, udaje, że jej nie widzi, a czasami potrafi ją skrzywdzić, mówiąc jej przykre słowa. Zaczęłam się zastanawiać czy jego nagłe obudzenie wynikało z miłości czy jak pies ogrodnika zazdrościł, że ona się bawi, a on siedzi w domu z trójką śpiących dzieci. Po północy pojawił się też znajomy nieznajomy przy barze. Mój mąż, który zapewne też nie mógł wytrzymać i przyjechał sprawdzić czy jestem bezpieczna. Poprosiłam by został, bo przecież z nim bawię się świetnie, zresztą, namawiałam go przy kolacji by z nami poszedł. Po drugiej odwiózł koleżankę do zniecierpliwionego męża i miał pojechać do domu. Przed trzecią, maszerując do auta, zobaczyłam, że mojego męża auto stoi obok. Spał w aucie, jak powiedział, bał się o mój bezpieczny powrót. Niektórzy powiedzieliby, że to chore. Dla mnie to oznaka troski i jego miłości. Nie lubię chodzić nocą sama. Przyjemnie jest gdy ktoś komu ufasz dba o ciebie i wiesz, że możesz na nim polegać. Rechot przy myciu zębów i pod prysznicem utwierdził mnie po raz tysięczny, że tak jak z nim, z nikim się nie rozumiem, i że należy dbać i pielęgnować relacje.